sobota, 3 sierpnia 2013

szpitalne życie

Witam po dłuższej nieobecności.
Trochę mozolnie prowadzę tego bloga, ale jednak od czasu do czasu czuję potrzebę "wygadania się" na nim ;) Co prawda założyłam " zeszyt wspomnień" do którego wklejam różne rzeczy z papieru, z różnych miejsc, od różnych ludzi np obrazek świety od księdza w szpitalu w Kolbuszowej, albo bilet do Polańczyka z udanego wypadu, albo papier po pierwszej czekoladzie od pacjentki ;) i jest to fajna sprawa, to jednak czasem czuję, że musze coś napisać. Mamy sierpień, piękny letni miesiąc. Wczoraj siedząc na tarasie zachwycałam się widokiem zieleni naokoło, niebieskim niebem.. na prawde wspaniały czas, wiem, że w zimie będę za tym widokiem bardzo tęsknić. U mnie zaczęły się wakacje dwa dni temu i jakoś tak bardziej doceniam ten wolny czas. Skończyłam praktyki na szpitalu, które trwały w sumie od marca. Dlatego cieszę się, że nie muszę wstawać codziennie o 5:40, bo to jednak trochę wykańczało. Lecz mimo tego, muszę przyznać, że tu w moim rodzinnym Rz, chodzenie na praktyki było całkiem przyjemne ! Najpierw ukochana chirurgia, gdzie czułam się później już jak ryba w wodzie a z paniami pielęgniarkami piłam kawkę i gadałyśmy o wszystkim, a potem oddział wewnętrzny, który mimo zapewnień, że jest koszmarny, i ogólnie sam zapierdziel okazał się oczywiście nie taki straszny, wręcz przeciwnie! Dlatego już biore przez pół to co mówią ludzie, znajomi, bo albo oni jacyś wystraszeni i spanikowani, albo ja jakaś wyluzowana, no nie wiem. W każdym bądź razie praktyki w Rz w konkretnym szpitalu ;) były całkowicie inne od tych, które miałam w Jarosławiu, z moją grupą z opiekunkami. Tutaj pracowało mi się lepiej, sama sobie byłam sterem i okrętem, nikt za mną nie łaził, nie wydzierał się i nie wprowadzał koszmarnej atmosfery, jak to często miało miejsce w Jar. Nikt też nie rywalizował, i nie poczuwał się jako " pielęgniarz alfa" ;) żeby mnie poprawiać i upominać, co również miewało miejsce w Jar. Tutaj przyszłam sama na oddział, i jakoś musiałam się odnaleźć. Na chirurgii było bardzo fajnie. Podłączania, zmienianie i ściaganie kroplówek opanowałam do perfekcji, bo tam pacjenci po zabiegach są nawadniani nie raz nawet i czterema 500ml płynami. Nauczyłam się podłączać ( ja mówie na to ) elekto-rmonitorki :P które mierzą u pacjenta ciśnienie, tętno i saturację przez zazwyczaj 2 godziny po zabiegu. Pooglądałam rany, pomagałam w zmianach opatrunków, jeździłam wózkiem po pacjentów na blok operacyjny, i opanowałam zastrzyki podskórne z heparyny ( jest przeciwzakrzepowa)  .. no i poza obowiązkami gdy było troche czasu chodziłam po salach i męczyłam pacjentów :P zagadywaniem ich, tym oto sposobem udało mi się poznać kilku na prawdę ciekawych ludzi ! Raz był to pewien pan, wesoły, energiczny prawnik. Mięliśmy ze sobą tyle wspólnego ! temat za tematem, śmiania było co nie miara! Na do widzenia powiedział, że jak kiedyś będę mieć problem ze znalezieniem pracy, żebym się do niego zgłosiła ;) hehe także na prawdę pozytywny człowiek :) No i na chirurgii dostałam od takiej pani moją pierwszą czekoladę :) Na koniec praktyk na tym oddziale miło pożegnałam się z paniami pielęgniarkami, a oddziałowa powiedziała: " Maja wpadaj kiedy chcesz, będziesz czegoś potrzebować, nie ma sprawy przychodź. "
Następnego dnia nowy oddział, wewnętrzny, kojarzący mi się nie ciekawie przez usłyszane wcześniej plotki. W porównaniu do chirurgii na wewnętrznym przewijało się paru studentów. Poznałam Kasię po medycynie  pierwszym roku i Jaśka, również z medycznego. We trójkę tak się trzymaliśmy w miarę. A sam wewnętrzny jak już wspominałam nie był taki straszny ! Co prawda trafiały się pielęgniarki wręcz niesympatyczne ziejące jadem, ale to były może ze dwie takie ? Reszta całkiem w porządku. Muszę przyznać, że na wewnętrznym więcej się nauczyłam, ten oddział charakteryzuje się tym, że pacjenci przychodzą z różnymi schorzeniami. Od rwy kulszowej po nadciśnienie, cukrzycę, toczeń, problemy z kręgosłupem itd.. Dlatego sporo udało mi się zobaczyć i dowiedzieć. A pole obowiązków było szersze niż na chirurgii, a było to mnw: kroplówki, mierzenie ciśnienia, zastrzyki podskórne, wykonywanie EKG serca, zastrzyki z insuliny, pobieranie krwi włośniczkowej na poziom cukru, zakładanie opatrunków, podłączanie elektrod na erce ( co robiłam pierwszy raz ), roznoszenie leków na tacce ( co bardzo polubiłam ) , pobieranie krwi, co muszę przyznać, że również polubiłam ! i o dziwo wychodziło mi to. Pan ratownik mówi do mnie, idź pobierz temu pacjentowi krew , ja na to, że spróbuję a on " nie spróbujesz, tylko to zrobisz ;) " no i udało się. A innym razem kazali mi iść samej, stwierdzili, że nie będą mnie stresować i stać nade mną, przyznam, że się wtedy troche wystraszyłam, no ale poszłam sama, z zestawem i udawałam opanowaną. Trafiłam na pacjenta, który za uszami mi gadał, że na pewno nie pobiore u niego krwi, bo ma kiepskie żyły, bo sobie nie poradze itd, wbiłam się po dłuższym szukaniu i macaniu żyły, i faktycznie nic nie leci, myślę sobie cholera trzeba będzie zawołać kogoś, jednak po chwili poruszałam igłą i pojawiła się krew, mówie "udało mi się" jakie było zdziwienie pacjenta.., a moje jeszcze większe !  :D Także małe sukcesiki tam odniosłam. Choć przyznam, że venflony mam jeszcze do ogarnięcia. Wkłuwałam się dwa razy u pacjentki i dwa razy nie wyszło.. no ale jeszcze mam przed sobą 1,5 roku studiów także myślę, że zdążę się nauczyć. W moim przypadku jest tak, że nie łapie wszystkiego za pierwszym razem, czasem muszę zrobić coś kilka a czasem naście razy, żeby się nauczyć. Poza tym na wewnętrznym chodziłam wiele razy na badania diagnostyczne z pacjentami. Widziałam jak wygląda badanie takie jak rezonans magnetyczny, tomografia komputerowa, RTG, echo serca, USG.. Wchodziłam tam z pacjentami, bo chciałam wiedzieć o co chodzi ! co się będę cykać :P Na tym oddziale pracują na prawdę w porządku lekarze, szczególnie taki jeden ;), który z chęcią pokazywał nam co robi. Raz byłyśmy z Kaśką przy punkcji lędźwiowej. Pacjent starszy, schorowany.. musiał mieć pobrany płyn mózgowo rdzeniowy z kręgosłupa na badanie. Lekarz wszystko dokładnie nam opisywał co robi. Wbił się igłą w konkretny punkt w okolicy lędźwiowej na głębokość jakieś 7cm, z igły do próbówki leciał sobie przeźroczysty płyn kap kap.. Po tym zabiegu powinno się leżeć jakieś 12 godzin na wznak. Ciekawy widok. Po tym wszystkim szkoda tylko było mi tego pacjenta, biedny się rozpłakał, próbowałam troszkę go pocieszyć.. W ostatni dzień na wewnętrznym, kupiłyśmy z Kaśką czekoladki, wręczyłyśmy jedne oddziałowej, drugie paniom pielęgniarkom, miło się pożegnałyśmy, one nam podziękowały za pomoc, jedna stwierdziła, że dużo im pomogłyśmy i, że fajne z nas dziewczyny ;) I tu znowu taki mały sukces, i znowu się czymś pochwalę, ale usłyszałam najwspanialszy w życiu komplement od pani salowej, która na do widzenia wypaliła do mnie " ty będziesz dobrą pielęgniarką" ja wielki uśmiech, mówie: " na prawdę? a skąd pani to wie?" a ona " oj kochana, za długo pracuję w szpitalu, ja po prostu to widzę"
I zakończyłam wakacyjne praktyki, które miały być takie nużące, koszmarne itd... Nie mówię, że było cały czas wspaniale i pięknie, bo bywało nie miło i ze strony personelu i ze strony pacjentów, bywało nudno itd. ale okazało się na prawdę w porządku i będę wspominać ten czas przyjemnie :)
Często myślę o tych słowach pani salowej, czy na prawdę tak będzie? czy kiedyś zmieni się to moje pozytywne nastawienie do tej pracy ? Będąc na praktykach w Jarosławiu często wątpiłam w siebie i czułam, że jestem do niczego ! robiłam duże błędy, i czułam się gorsza od niektórych moich koleżanek, wyczuwałam też głupią rywalizację od niektórych z nich, no i ciągle ktoś wisiał nade mną. A tutaj było całkiem inaczej.. tutaj czuję, że coś robię, chwilami to się nawet czułam jakbym tam już pracowała, bo robiłam to co inne pielęgniarki, i podobało mi się to uczucie.
Na dzień dzisiejszy jestem naładowana pozytywną energią, czuję, że dałam z siebie bardzo dużo, i dużo na tym skorzystałam. Czuję się troche tak jak wtedy gdy po raz pierwszy komuś pomogłam, było to ładne pare lat wstecz, gdy wychodząc z autobusu zobaczyłam pijanego gościa w fosie. Wyciągnęłam go po ładnych kilkunastu minutach, posadziłam na przystanku i kazałam czekać na autobus. On bardzo mi dziękował, mówił, że wraca od brata, napił się troche wódki, ale bierze leki i zawróciło mu się w głowie.. nie wiem czy to prawda czy kit, ale wiedziałam, że zrobiłam coś pożytecznego. Od tamtej chwili pokochałam to uczucie..

1 komentarz: