czwartek, 13 marca 2014

o zaufaniu



Witam,
Dłuższą chwile mnie tu nie było. Tak się składa, że wenę na pisanie tego bloga mam wtedy gdy chodzę na praktyki i coś czuję, że zamieni się on w "pielęgniarski" pamiętnik. To mi odpowiada, bo ledwo pare dni minęło od praktyk a już mam tyle do powiedzenia.. Muszę gdzieś te przemyślenia pozostawić, podzielić się nimi, i mieć możliwość powrotu do nich właśnie tutaj. Trzeci rok studiów.. Kolejne praktyki.. Pierwsze dni spędziliśmy w szkole podstawowej, jako higienistki, robiliśmy bilanse u dzieci ( wzrost, waga, wzrok, słuch, kręgosłupy itd ) Poza tym miałyśmy pogadanki na temat higieny w kilku klasach. Podobało mi się, dzieci są takie różne.. otwarte, wesołe, głośne, ciche, nieśmiałe, skryte.. Są po prostu sobą. A Pani pielęgniarka, która nas prowadziła była bardzo ciekawą osobą.. takich już się nie spotyka w tym środowisku.. Na do widzenia dała nam kilka złotych rad..  Między innymi żebyśmy pamiętali, by się nie załamywać, nie zamartwiać, bo problem to jak 15 minut.. minie, a życie toczyć się będzie dalej. Powiedziała też o takiej pewnej rzeczy, która mnie nurtuje już od jakiegoś czasu, i myślę o tym bardzo często, aczkolwiek o zaufaniu a konkretniej, byśmy nie ufali ludziom za bardzo. Ja osobiście mam z tym problem, bo nawet jakbym chciała nie ufać nikomu to nie potrafię, jestem zbyt otwarta i ufna właśnie.. Może z kilka  razy się w życiu zawiodłam na ludziach, ale jakoś nie pamiętam im tego.. nie chcę pamiętać. Zawsze staram się patrzeć obiektywnie, jakoś czasem sama usprawiedliwiam tego człowieka przed sobą żeby mniej gniewać się na niego. Wydaje mi się, że postępuję dobrze.. Nie chcę być jak taki burżuazyjny mieszczuch który zamknie się w swoich czterech kątach ze swoją połówką, z dziećmi, i będą żyć pod takim kloszem, z sąsiadem nie pogadam, bo sąsiad plotkarz a ja nie chce by cokolwiek o mnie mówili bo co ich obchodzi moja osoba? W pracy z ludźmi porozmawiam gdy trzeba, o pierdołach, o pogodzie, do nikogo się nie uśmiechnę, na nikogo nie popatrzę, bo nie daj Boże obcy do mnie zagada? Wrócę do swojego kochanego domku, i tylko tam mogę w końcu zdjąć wszystkie maski i być sobą ( o ile są na to warunki by tak było ) Ta nieufność do wszystkich sprawia, że stajemy się tacy dzicy.. Obserwuję to w moim otoczeniu nawet. Najlepiej jak nikt nic o mnie nie wie, bo gdy nikt nic nie wie to nie będzie mnie analizował, obmawiał i co najgorsze.. krytykował, a mało kto z nas jest podatny na krytykę. Nie jestem zwolenniczką chodzenia i peplania na lewo i prawo do byle kogo o moim życiu, moich sprawach, absolutnie, nie rzuca się pereł między świnie.. ale dlaczego zanika w nas ta naturalność w relacjach? Tego spotykania się ze znajomą, już nie wspomnę o wpadaniu do kogoś bez zapowiedzi, bo to w ogóle abstrakcja, ale nawet jeśli uda się spotkać to czemu nie da się porozmawiać ot tak, o życiu, jak jest na prawdę, a nie obrazki w stylu " jacy my jesteśmy ogarnięci, popatrz, tobie daleko do tego lewelu" albo " jak my się kochamy z naszym kochaniem, popatrz, my się bardziej kochamy niż wy " albo " my to mamy pomysł jak zarobić dużą kasę, nie to co wy " i tak dalej, i tak dalej.. Coraz ciaśniejszy robi się krąg ludzi, z którymi można porozmawiać bez żadnej próby udowadniania sobie czegoś, i potrafimy mówić o tym jak jest dobrze, lub jak jest źle, o pieniądzach,  o pracy, o ślubie, o realiach, o rzeczywistości w sposób taki normalny, naturalny. Ciągnie mnie do tego co jest prawdziwie, chodzi mi o miejsca jak i ludzi. Ostatnio byłam na praktyce jako pielęgniarka środowiskowa, razem z M czekałyśmy na przystanku na naszą Panią od praktyk ( Pani G, wyjątkowa kobieta.. prawdziwa pielęgniarka, zawsze uśmiechnięta, katoliczka w 100% kobieta z zasadami, ogarnięta, ogólnie mówiąc zaimponowała mi swoją osobą. ), która podjechała po nas samochodem i pojechałyśmy w teren do domów pacjentów. Odwiedziłyśmy kilka domów, nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło podczas tego dnia, ale tereny i domy i Ci ludzie, których odwiedziłyśmy były dla mnie tak bardzo wyjątkowe. Jeździłyśmy po wsiach, ale takich wsiach na prawdę konkretnych, tereny wspaniałe.. płasko, lasy, pola, ogromne przestrzenie, krowy, konie, kury, drewniane przystanki, stodoły, ja byłam po prostu zachwycona.. a powietrze tam takie czyste.. Domy stare, chałupki drewniane, a w środku piece kaflowe.. kubki miedziane, święte obrazki, figurki Matki Boskiej, skrzypiące podłogi, kwiaty, koty wygrzewające się na ganku, sąsiad zaglądający przez płot, czas.. jakoś tam wolniej płynie.. Gdy pani G przeprowadzała wywiad z pacjentkami, zadawała pytanie " czy odwiedzają panią sąsiedzi? " każda pacjentka odpowiadała bez namysłu " pani, no pewnie!....." 
 Bliżej jest mi do tego co naturalne, wolę wieś od miasta, wolę rozmawiać na żywo niż przez telefon, wolę drewno niż plastik, wolę być otwarta, poznawać i doświadczać, niż się zamknąć na wszystkie spusty od środka w swoim bunkrze bezpieczeństwa.