czwartek, 1 listopada 2012

It's not my fault, I'm happy! :)

Mamy listopad, w dodatku 1.. Lubie każde święta, te również. Słoneczko za oknem, więc atmosfera niezbyt grobowa, z resztą przy moim starszym bracie nie da się smucić, odkąd dojechaliśmy na cmentarz, wziął chryzantemy i rzucił hasło " no to czas na grobbing" to już mi jakoś ciągle wesoło... W ogóle wesoło mi jest już od tygodnia, odkąd przeżyłam mega extra impreze! Potrzebowałam tego.. takiego totalnego odmóżdżenia, wariacji, śmiechu że aż brzuch boli! a z tymi wariatkami na stancji jajca lecą cały czas.. I tu muszę się wam do czegoś przyznać, sobie również, oficjalnie stwierdzam: Poczułam, że żyje! chodze jakaś taka weselsza, wszystko jest naokoło jakieś takie sympatyczniejsze.. Mimo iż troche przesadziłam, bo wytańczyłam się z prawie wszystkimi mariosjaninami (czyt. wiejskie chłopaki) w klubie, i pan B jest troche na mnie zły, to wiem, że mi chodziło tylko o dobrą zabawę, i taka właśnie była, chciałam się po prostu wyszaleć, potrzebowałam tego. Odkąd jest taki wysyp wśród znajomych na śluby, na dzieci, wspólne wynajmowanie to i mnie taka presja dorwała. Słuchając o kwasie foliowym, welonach, rachunkach, przebywając z nimi czułam się jak z innego świata.. Z resztą już nie raz o tym tu wspominałam. Ja tego wszystkiego nie neguje, założenie rodziny jest moim celem życiowym, ale nie rozumiem jednego: do czego się śpieszyć ? Świat jest taki wspaniały, taki ogromny! Tyle moge robić codziennie.. Iść na basen, czy do kina, wiem że drogo, ale to już co innego jak oglądanie w domu przed laptopem, ma się większą radoche. Można iść do baru, wypić nowe piwko, lub zjeść coś czego nie kosztowałam.. Można tyle tworzyć, aktualnie odnowiłam wieszak, deseczke i drewniany widelec sposobem decoupage, coraz lepiej mi to wychodzi! W przyszłym tygodniu może uda mi się pojechać zobaczyć sztuczną nerkę i zapoznać się z tematem. Kurde jest tyle do zrobienia.. że nie ogarniam tych ludzi co tak pędzą, śpieszą się gdzieś.. Nie ogarniam również tych co siedzą i nic nie robią, narzekają na swój beznadziejny los, ciągle są zmęczeni, bo praca, bo coś.. Pamiętam, że jak chodziłam na praktyki od 7 do 14:30, i zapieprzałam na kardiologii, tam się za dużo nie siedziało, to jakoś tak po wyjściu ze szpitala byłam taka zadowolona.. Mam nadzieje, że kiedyś nadal będzie mi towarzyszyło to uczucie jak już zaczne na prawde pracować. Jestem szczęśliwa w moim związku, z panem B, ale nie potrafie przylepic się całą sobą do jednego człowieka, i jemu wszystko poświęcić. Ja muszę być w ruchu, poznawać, doświadczać, po prostu czuć, że żyję własnym życiem, nie cudzym.
Póki co ładuję baterie, do niedzieli siedze w domku, widze się z B, jutro muszę tego dziadka wydrzeć na miasto, trzeba się napić browarka, pogadać, pośmiać troche, zrelaksować się, zasnąć razem.. bo brakuje mi tego. I cały nastepny tydzień znowu w niepozornym Jaro, z tymi czubami, z którymi ostatnio przeżyłam najlepszego kaca w życiu nad ranem.. Normalnie Wszystko mnie śmieszyło.. szczególnie hasło Jagny " spaghetti????!!!!" hahaha i plew w szafie :P jaja jak berety :) Będę tą impreze wspominać ;)
A teraz słucham Kukiza i spadam oglądać "Nietykalni", podobno fenomen, także zobaczymy..
Wybaczcie chaotyczną notę, bez jakiegoś konkretnego przesłania :P po prostu cieszę się zdrowiem, młodością i tym, że jeszcze tyle może się zdarzyć :) ...

1 komentarz:

  1. świetny blog Majson :D fajnie jest poczytać o Twoim spojrzeniu na świat, tym co Cię interesuje, o sprawach, o marzeniach :D słyszę to też z Twoich ust ale czyta się również przyjemnie :D no i oczywiście wspomniałaś o mnie xD jest plusior :D a kac był miazga xD

    Jacksonik

    OdpowiedzUsuń