piątek, 27 lipca 2012
papuszonka Fibi
25.08.2012r zmarła moja ukochana papuszenka.. Miała tylko dwa lata.. Wszystko się zaczęło od niby złamanej nóżki.. Teraz już wiem niemalże na pewno, że była to zła diagnoza.. Prawdopodobnie miała paraliż i pod koniec swoich dni już nie chodziła.. Gdybym wiedziała to wszystko co teraz wiem wcześniej może udałoby mi się ją uratować. Może szukałabym innych weterynarzy.. Niestety nie udało się.. Zmarła nad ranem. Dzień wcześniej jeszcze ją tuliłam i nadal byłam nieświadoma, że umiera.. Miałam wtedy dziwną myśl, że to chyba ostatni raz ją tak tule, ale zaraz odepchnęłam te przemyślenia i poszłam spać. Nazajutrz rano leżała.. już nie chciało jej się latać, skubnęła kilka ziaren, leżała nadal.. Już było za późno na jakąkolwiek reakcje, godzine później już nie oddychała :(
Wiem, że dla niektórych może być to wręcz śmieszne, by przeżywać śmierć ptaka.. ale ja po prostu Kocham zwierzęta.. Tę papużkę udało mi się oswoić tak, że przylatywała do mnie na ramię, jadła z talerza, chciała nawet ze mną spać w łóżku. Nigdy nie zapomnę jak wybrała się na schadzkę po dywanie, komicznie to wyglądało, albo jak wlatywała na Zuzę mojego psa.. Po tym jak dokupiłam jej towarzysza odseparowała się i znalazła sobie innego przyjaciela, ale taka kolej rzeczy, to normalne.. Teraz niebieski towarzysz został sam.. Siedzi na oknie i ciągle patrzy na pole, chyba jej wypatruje..
Także mam takie zmartwienie aktualnie.. Uwielbiam zwierzęta, a ptaki dzięki niej jeszcze bardziej pokochałam, sa niesamowite, trudne w utrzymaniu ale jak już się je potrafi oswoić ma się ogromną satysfakcję.. Nie wiem co będzie, czy dokupie nową czy nie, narazie jest jak jest..
Nie wiem czemu taka jestem, taka stara krowa.. Niby pozjadałam sporo umysłów i rozumiem koleje losu, i nie jestem małą dziewczynką, której kiedyś mama powiedziała, że żółwia porwały ptaszki z balkonu a po latach dowiedziałam się, że się bidak usmażył.. Ja po prostu jestem załamana tym faktem, że zmarła mi papużka moja kochana, mam wrażenie, że mogłam więcej zrobić.. Eh..
Poza tym smutnym faktem nic ciekawego się nie dzieje, czekam do 13 sierpnia, bo wtedy wyruszamy motorami przez góry, Biesy -> Pieniny -> Tatry -> i czego najbardziej nie moge się doczekać Czechy :) a w nich dwa noclegi.. Także wyprawa zapowiada się ciekawie. A teraz odpoczywam, a w tygodniu wsiadam w pks-a i jadę pożeglować z bratem i kumplami.. Chcę w końcu poczuć wakacje..
czwartek, 12 lipca 2012
...
I mam wakacje.. Z roku na rok jakoś nie umiem już się tak z nich cieszyć. Chyba dlatego, że wolałabym na prawde już mieć prace, i powoli zacząć żyć na poważnie.. No i może przyczyniają się do mojego zniecierpliwienia częste aluzje od innych w stylu: " mogłaś zacząć studiować coś porządnego 4 lata temu, a nie bawić się w studiowanie filozofii". No tak, poniekąd jest w tym troche racji. Mimo tego, że posiadam dyplom licencjonowanej filozofki jakoś nie bije dumą z tego powodu. Jestem troche na siebie zła, że skończę pielęgniarstwo mając 26 lat już.. ale trudno. Mimo tego, że zawsze wiedziałam, że chce kiedyś ludziom pomagać, to nie brałam pod uwagę mając 19 lat tego kierunku. Musiałam dojrzeć do pewnych decyzji.
Pierwsze praktyki na szpitalu już za mną.. Podobało mi się. Przez te dwa tygodnie dużo się działo, troche też do mnie dotarło z czym wiąże się ten zawód. Przez krótkie dwa tygodnie już zdołałam zauważyć jak łatwo dochodzi do konfliktów w grupie, i jakie baby bywają złośliwe i pamiętliwe. Tyle stereotypów szpitalnych krąży.. że pielęgniarki są wredne, salowe takie siakie i owakie, lekarze mający wszystko w dupie. Ale co jak co, dużo pielęgniarek przewinęło się przez ten czas, i nie zauważyłam by takie były, wręcz przeciwnie, fajne babki, może i już troche niektóre z nich rozleniwione, zmęczone, ale poniekąd im się nie dziwie. Tyle w życiu się naoglądały.. Lekarze natomiast to znieczuleni kompletnie, bufony, którym wydaje się, że złapali Pana Boga za nogi, i że im wszystko wolno. Pacjentów traktujący totalnie przedmiotowo.. Mam nadzieje, że nie wszyscy tacy się stają po latach pracy na tym stanowisku.. A salowe to różne, niektóre skromne, ciche, skrupulatnie wykonujące swoja prace by nikomu nie wadzić, inne natomiast agresywne, zgorzkniałe, narzucające nam dodatkowej pracy.. a nie daj Boże gdy się przejdzie po podłodze, którą dopiero umyły..
Tak więc dopiero klimatyzuję się w atmosferę szpitalną naszej Służby Zdrowia.. i powoli poznaje ten świat od wewnątrz. We wrześniu czeka inny szpital, oddział chirurgii, także może być ciekawie. A póki co trzeba skorzystać z wolnego czasu, dziś jade do Rudawki. Boję się jak będzie, ze względu na zróżnicowane towarzystwo i na chore wymogi jednej z osób, która nie życzyła sobie tego i tamtego, ale cóż.. To mój ostatni wyjazd z byle kim, jestem już za stara i zbyt zniecierpliwiona na wyjazdy z kims kto mnie po prostu wkur*** Wolę ludzi sprawdzonych, bliskich, z którymi jest co robić. Tak więc.. oby ten wyjazd nie okazał się klapą... Bierzemy pewnie rowery , to dobrze, bo jak coś wyprowadzi mnie z równowagi wsiadam na rower i jade przejechać się wzdłuż pól i lasów.. tam jest tak spokojnie..
środa, 27 czerwca 2012
ta pierwsza
Witam,
Zacznę może zdanie od tego, że miałam bloga... Długo, bo od 2008roku, jakiś czas temu po prostu zniknął z anteny.. Wszystko poszło w wirtualny kosz.. Dlatego znalazłam się tutaj. Mam potrzebę dzielenia się swoimi myślami z innymi, szczególnie w takim momencie życia w jakim sie własnie znalazłam. Na karku już prawie 24 lata.. Kilka dni temu a dokładnie 9 czerwca, będąc w Bieszczadach, idąc na szczyt ( a dokł. Szeroki Wierch) mój ukochany pan B.. ( z którym jestem już 8 lat, a 9 czerwca wybiła własnie ósma rocznica ) oświadczył mi się.. mimo okoliczności nie spodziewałam się tego, i był to dla mnie wielki szok.. ale tą sytuacje przybliże dokładniej kiedy indziej. Na tą chwile inne emocje dominują.. mamy już 27 czerwiec.. Od trzech dni zaczęłam praktyki w szpitalu, moje pierwsze.. ( dla nowych i zapominalskich; studiuję pielęgniarstwo I rok) Pierwszy dzień był najgorszy... wdrażanie się w klimat, poznawanie swoich pacjentów, widok tych obłożnie chorych.. Jednym słowem próba odnalezienia się w tej sytuacji, gdzie to ty widzisz wszystko od kuchni, nikt Cię nie przegania ty masz biały fartuch, w którym świecimy się jak anioły, i to miłe uczucie; że mam prawo tu być i po coś tu jestem. Nogi do dupy weszło, 6 godzin latania, zero odpoczynku, żadnego posiłku.. Kobieta, która nas prowadzi pani L. mimo wszystko uważam, że fajna z niej babka, mimo chłodu bijącego od niej, i nie zabiegania o większy kontakt z nami praktykantkami. Mi wystarczy to, że traktuje nas profesjonalnie, nie jak wrogów, nie jak koleżanki, i tak powinno być. Drugi dzień mogę pominąć, bo nic się nie działo nie wyszłyśmy nawet na oddział ( a jesteśmy na kardiologii ). Dopiero dziś.. zaczęło się.. Pierwszy pampers, pierwsze karmienie.. Zawsze powtarzałam, że lubie starszych ludzi, idąc na ten kierunek myślałam, że może to takie moje widzi mi się.. że może będę spieprzać od nich i wstydzić się, ale faktycznie... ja lubie starszych ludzi. Są dla mnie takimi paputami :) ... I na prawde szkoda mi tych, którzy już nie są w stanie nic ze sobą zrobić, są zależni od drugiej osoby, widać tylko cierpienie w ich oczach, ale też taką rezygnację.. Wtedy tym bardziej czuję, że nie ważne czy ma język w kolorze musztardy, czy ciągle kaszle, czy ma napełniony pampers - trzeba temu człowiekowi pomóc, on musi czuć się dobrze. Im więcej tam siedzę tym bardziej przywiązuję się do tych ludzi.. z początku byli dla mnie zupełnie obcy, teraz widze w nich indywidualną osobę. Każdy z nich jest jakiś. Nie ważne czy ma 40 czy 80 lat, jest Jakiś. I nawet pan H, który nie jest w stanie nic sam zrobić, i często nie idzie go w ogóle zrozumieć, to dziś jakiś taki sprawniejszy, częściej oczy otwierał i jak powiedział, że chce się napić coca coli to jakoś tak śmiesznie na sali się zrobiło.. :) To jest człowiek.. a my po to tam jesteśmy żeby pomagać. Minęły dopiero trzy dni.. jak narazie sama sobą jestem zaskoczona, że tak dobrze znosze te różne widoki i w miare póki co odnajduje sie w sytuacji, oby tak dalej. Cieszy mnie to, że jutro wracam do swojego miasta, 3 dni wolnego, i widze się z moim ukochanym B :) a od poniedziałku znowu do roboty ;) Póki co spadam na filma, trzeba sie dziś wyspać bo jutro I zmiana.
Pozdrawiam i witam na nowo
M.
Zacznę może zdanie od tego, że miałam bloga... Długo, bo od 2008roku, jakiś czas temu po prostu zniknął z anteny.. Wszystko poszło w wirtualny kosz.. Dlatego znalazłam się tutaj. Mam potrzebę dzielenia się swoimi myślami z innymi, szczególnie w takim momencie życia w jakim sie własnie znalazłam. Na karku już prawie 24 lata.. Kilka dni temu a dokładnie 9 czerwca, będąc w Bieszczadach, idąc na szczyt ( a dokł. Szeroki Wierch) mój ukochany pan B.. ( z którym jestem już 8 lat, a 9 czerwca wybiła własnie ósma rocznica ) oświadczył mi się.. mimo okoliczności nie spodziewałam się tego, i był to dla mnie wielki szok.. ale tą sytuacje przybliże dokładniej kiedy indziej. Na tą chwile inne emocje dominują.. mamy już 27 czerwiec.. Od trzech dni zaczęłam praktyki w szpitalu, moje pierwsze.. ( dla nowych i zapominalskich; studiuję pielęgniarstwo I rok) Pierwszy dzień był najgorszy... wdrażanie się w klimat, poznawanie swoich pacjentów, widok tych obłożnie chorych.. Jednym słowem próba odnalezienia się w tej sytuacji, gdzie to ty widzisz wszystko od kuchni, nikt Cię nie przegania ty masz biały fartuch, w którym świecimy się jak anioły, i to miłe uczucie; że mam prawo tu być i po coś tu jestem. Nogi do dupy weszło, 6 godzin latania, zero odpoczynku, żadnego posiłku.. Kobieta, która nas prowadzi pani L. mimo wszystko uważam, że fajna z niej babka, mimo chłodu bijącego od niej, i nie zabiegania o większy kontakt z nami praktykantkami. Mi wystarczy to, że traktuje nas profesjonalnie, nie jak wrogów, nie jak koleżanki, i tak powinno być. Drugi dzień mogę pominąć, bo nic się nie działo nie wyszłyśmy nawet na oddział ( a jesteśmy na kardiologii ). Dopiero dziś.. zaczęło się.. Pierwszy pampers, pierwsze karmienie.. Zawsze powtarzałam, że lubie starszych ludzi, idąc na ten kierunek myślałam, że może to takie moje widzi mi się.. że może będę spieprzać od nich i wstydzić się, ale faktycznie... ja lubie starszych ludzi. Są dla mnie takimi paputami :) ... I na prawde szkoda mi tych, którzy już nie są w stanie nic ze sobą zrobić, są zależni od drugiej osoby, widać tylko cierpienie w ich oczach, ale też taką rezygnację.. Wtedy tym bardziej czuję, że nie ważne czy ma język w kolorze musztardy, czy ciągle kaszle, czy ma napełniony pampers - trzeba temu człowiekowi pomóc, on musi czuć się dobrze. Im więcej tam siedzę tym bardziej przywiązuję się do tych ludzi.. z początku byli dla mnie zupełnie obcy, teraz widze w nich indywidualną osobę. Każdy z nich jest jakiś. Nie ważne czy ma 40 czy 80 lat, jest Jakiś. I nawet pan H, który nie jest w stanie nic sam zrobić, i często nie idzie go w ogóle zrozumieć, to dziś jakiś taki sprawniejszy, częściej oczy otwierał i jak powiedział, że chce się napić coca coli to jakoś tak śmiesznie na sali się zrobiło.. :) To jest człowiek.. a my po to tam jesteśmy żeby pomagać. Minęły dopiero trzy dni.. jak narazie sama sobą jestem zaskoczona, że tak dobrze znosze te różne widoki i w miare póki co odnajduje sie w sytuacji, oby tak dalej. Cieszy mnie to, że jutro wracam do swojego miasta, 3 dni wolnego, i widze się z moim ukochanym B :) a od poniedziałku znowu do roboty ;) Póki co spadam na filma, trzeba sie dziś wyspać bo jutro I zmiana.
Pozdrawiam i witam na nowo
M.
Subskrybuj:
Posty (Atom)